Zranione uczucia
Premiera 14.08.❤ Rozdział 1 ❤ Wydawnictwo WAB ❤ Od kilku dni moje mieszkanie tonęło w storczykach, ró-żach i tulipanach.Dzień po koncercie włączyłam telefon, w którym znalazło się kilka wiadomości, między innymi od Igora, Dymitra, Roksany, Gabrieli i rodziców.Pełna wyrzutów sumienia od razu zadzwoniłam do staruszków.Dymitr pisał sprośne rzeczy, których nie miałam ochoty czytać.Wszystkie wiadomości od niego usunęłam.Rok-sana poinformowała mnie, że Marcin otrzymał zgodę na przeniesienie do Warszawy i teraz będą szczęśliwi.A ja? Niebawem będę obchodzić dwudzieste trzecie urodziny w samotności, niczym Bridget Jones, bo nie zamierzałam ani jechać do rodziców, ani wychodzić na jakąkolwiek im-prezę.I wtedy wpadł mi do głowy pomysł: zarezerwuję bilet i pójdę w sobotnie urodziny do kina.Zadowolona rozsiadłam się w fotelu i uśmiechnęłam pod nosem, czując, jak robi się gorąco.W pomieszczeniu panował ukrop, słońce przemieściło się i teraz centralnie ogrzewało gabinet.Już miałam wstać i włączyć wiatrak, kiedy nagle rozbrzmiał telefon.– Halo?– Łucjo, przyjdź do mnie – poprosił szef.– 8Nie byłam specjalnie zdziwiona, ponieważ w ciągu tygodnia szef często mnie wzywał.Musiałam zdawać ra-porty i szacować koszty nadchodzących inwestycji.Przed-wczoraj otrzymałam projekt związany z fi rmą mającą sie-dzibę we Francji.Miałam się z nim zapoznać, i to właśnie zrobiłam wczoraj po powrocie do domu.Poprawiłam zgniłozieloną sukienkę.Grube ramiącz-ka i delikatny dekolt podkreślały moje niewielkie piersi, a brązowy pasek – talię.Z blatu chwyciłam skoroszyt z długopisem i wyszłam z biura, w myślach modląc się, aby nie spotkać mężczyzny, który ciągle siedział mi w głowie.Stanęłam przed drzwiami prezesa i zapukałam.Wzię-łam głęboki, uspokajający wdech, lecz to był błąd.Do mo-ich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach, którego nie pomyliłabym z żadnym innym.Zaczęłam nerwowo ob-racać się wokół własnej osi, ale nie spostrzegłam nigdzie JEGO.Serce waliło mi jak głupie.– Wejść.Nim chwyciłam za klamkę, drzwi się otworzyły.Zdzi-wiona spojrzałam na pana Sebastiana, który siedział na końcu pokoju, za biurkiem, i przeglądał dokumenty.Prze-kroczyłam niepewnie próg na drżących i uginających się nogach.Chcąc zamknąć za sobą drzwi, odwróciłam się przez lewe ramię i ujrzałam te pieprzone ciemne tęczówki, które świdrowały mnie od czubka głowy po stopy.– Dzień dobry – rzekł zachrypniętym głosem.– Dzień dobry – wycedziłam.– Łucjo.Dymitrze.Zapraszam was do siebie.– Nim zdą-żyłam zrobić krok, Dymitr położył dłoń na moim krzyżu. 9Spojrzałam na niego gniewnie, dając do zrozumienia, żeby zabierał swoje łapska, lecz ten tylko irytująco się uśmiech-nął.– Proszę, usiądźcie.– Sebastian wskazał na dwa fotele znajdujące się przed nami.Boże, błagam! Niech to spotkanie skończy się jak naj-szybciej.– Łucjo, zapoznałaś się z projektem, który ci dałem? – Skinęłam głową.– Świetnie.Zatem jedziecie we dwójkę do Francji w tę niedzielę po południu.Bella zarezerwowa-ła dla was bilety.– Ale… – zająknęłam się.– Tak? – Podniósł spojrzenie i wyczekująco patrzył w moją stronę, stukając długopisem o blat stołu.– Nie.Nic.– Łucjo, czekam na odpowiedź.– To nic takiego.– Na pewno? – Tak – odparłam, próbując gorączkowo znaleźć jakiś sposób, aby wykręcić się od tego poronionego wyjazdu.– Jedziemy tylko we dwoje? – ośmieliłam się zapytać.– Przez trzy pierwsze dni będziecie sami.Potem dojadą Justyna oraz Igor.Dla nich mam najpierw inne zadanie we Wrocławiu.Dymitr – zwrócił się do syna – chyba że wo-lisz mieć przy boku bardziej doświadczoną osobę? Łucja dopiero się uczy, więc może wielu rzeczy nie wiedzieć.Nie obrażaj się – rzucił w moją stronę.– Lubię jasno stawiać sprawy, ale wysyłam cię w delegację z moimi synami, po-nieważ oni najlepiej cię wprowadzą… To jak, synu? Czy on mówił poważnie? Miałam z tym człowiekiem spędzić trzy dni, sam na sam?! On chyba zwariował! Przerażona przełknęłam ślinę, po czym poprawiłam su-kienkę, która tak naprawdę leżała idealnie.Czułam nara-stającą panikę.– Może jechać Łucja – odparł tak chłodno, aż przeszły mi ciarki po plecach.– Dobrze.Czy potrzebujesz, aby przestudiowała z tobą dokumenty?– Zrobimy to w niedzielę w czasie podróży – stwierdził spokojnie.– Dobrze.Nigdy się nie pomyliłeś, zatem nie mam po-wodów, aby ci nie wierzyć.– Dziękuję.To wszystko? – Tak jesteście wolni.Łucjo, Dymitr po ciebie przyjedzie.Że co?! – A może mogłabym z panem Dymitrem spotkać się na lotnisku? Mężczyzna spojrzał na syna.– To głupi pomysł.Przyjadę po ciebie.Dostałam gęsiej skórki.– Ustalone.Dymitr po ciebie przyjedzie.– Jak do licha miałam się z tego wszystkiego wyplątać? – Jesteście wolni.Wstaliśmy jak na zawołanie.Spojrzałam na Dymka kątem oka i widziałam, że czekał, abym poszła przodem.Nogi się pode mną uginały.Chciałam jak najszybciej zna-leźć się we własnym mieszkaniu albo chociaż w biurowej łazience.To drugie pomieszczenie znajdowało się bliżej, zatem przyspieszyłam kroku.Otworzyłam zamaszyście drzwi i wyszłam.Dymitr szedł za mną.– Porozmawiasz ze mną? – zapytał natarczywie.– – Mamy, Łucjo.– Wybacz, ale muszę już iść.Spojrzałam w stronę łazienki.– Jak ci się podobają kwiaty? – zapytał i lekko złapał mój łokieć.– Piękne.Tylko szkoda, że od ciebie – syknęłam, wy-szarpując się.Oddalając się, czułam na pośladkach i plecach jego spojrzenie.W łazience ochlapałam twarz wodą.Niestety nie na-cieszyłam się samotnością, ponieważ do pomieszczenia wszedł Dymitr.– Czego chcesz? – warknęłam, patrząc w lustro.– To nie jest łazienka dla mężczyzn.Ruszył w moją stronę i stanął tuż za mną.Starałam się nie oddychać, ale to nie miało najmniejszego sensu, ponie-waż zatruwał pomieszczenie samą swoją obecnością.– Czego chcesz? – powtórzyłam zła, pamiętając wiado-mość, którą od niego otrzymałam.W głębi duszy pragnę-łam go i ganiłam się za swoją głupotę.– Nie jestem przyzwyczajony do fochów – wyszeptał, odwracając mnie do siebie przodem.– Skończyłeś?Przejechał kciukiem po moich ustach.Zadrżałam.Wściekłam się na swoją uległość.– Oj, Łucjo, Łucjo.Wiem, że tego chcesz… Schylił się, aby pocałować moje usta.Odwróciłam twarz w drugą stronę i poczułam jego mokre wargi na swoim policzku.Dłonie położyłam na jego torsie i go ode-pchnęłam.Wówczas zadzwonił jego telefon. 12– Nie.Nie chcę tego.– Melodyjka nie ustępowała.Spoj- rzałam w stronę kieszeni.– To na pewno ta twoja panien-ka, która miała do ciebie przyjść w to samo miejsce.Zignorował to, co powiedziałam, i odparł: – Nienawidzę zazdrości.Musisz ochłonąć.Jutro po ciebie przyjadę.– Zwariowałeś?! Jutro jest sobota.Jakbyś zapomniał, to dzień wolny od pracy i nie muszę cię widzieć! – syknęłam.– Ale zobaczysz.– Na jutro mam plany.Wbił we mnie wzrok.Telefon, jak na złość, przestał dzwonić.– Tak? A jakie? Ha! ha! ha! No to, Łucjo, wpadłaś! Co mu powiesz? Że jutro kończysz dwadzieścia trzy lata i masz zamiar uchlać się w samotności aż do nieprzytomności? – Nie twój interes – warknęłam, próbując go minąć.– A jednak mój.– Nie powinno cię interesować to, co robię.– To ja o tym zdecyduję.– Chciałbyś.Przepuść mnie.– Bardzo proszę – rzekł szeptem, odsuwając się na bok.Ruszyłam na galaretowatych nogach w stronę wyjścia.Chwyciłam za klamkę, myśląc, że już jestem bezpieczna, ale wtedy usłyszałam komunikat:– Przyjadę po ciebie, czy tego chcesz, czy nie.W po- łudnie.– Odpuść…– Nie.Musisz coś zrozumieć.Wywalić z siebie złość.– Znajdź sobie kogoś innego do tych swoich gierek. – Chciałbym, naprawdę, ale przyciągasz mnie jak magnes.Zadrżałam.– Na jutro mam plany.Nie znajdę dla ciebie czasu.– Znajdziesz.– Uśmiechnął się zadziornie.Westchnęłam zrezygnowana i zamknęłam za sobą drzwi.Oboje doskonale wiedzieliśmy, że mu ulegnę.Miał mnie w garści, a ja byłam tylko zakochanym pionkiem w grze, w której tak naprawdę nie było miejsca na uczucia.
Komentarze
Prześlij komentarz